piątek, 29 marca 2024

Wiadomości

  • 16 komentarzy
  • 22235 wyświetleń

Dzieje PIW w Grajewie

PIW - Powiatowy Inspektorat Weterynarii

 

Grajewo – miasto na szlaku

     Przygotowując niniejszy tekst, będący kontynuacją zainicjowanego przez moich poprzedników cyklu prezentacji poszczególnych powiatowych inspektoratów weterynarii, nieopatrznie uległem pokusie umieszczenia w nim w znacznie szerszym ujęciu wątków historycznych obejmujących dzieje naszego zawodu wraz z historią ziemi, na której przyszło mieszkać i pracować wcale niemałej grupie pracowników służby weterynaryjnej, w tym wielu lekarzom weterynarii. W efekcie powstało wielostronicowe opracowanie znacznych rozmiarów, być może nieco kłopotliwych dla redakcji i nie do zaakceptowania przez niektórych czytelników biuletynu. Nie mogłem jednak odmówić sobie przyjemności przedstawienia Państwu weterynaryjnych i nie tylko weterynaryjnych dziejów Grajewa - miasta niewielkiego, niepozornego, lecz pod wieloma względami wyjątkowego. 
  
    Położone na skrzyżowaniu drogi krajowej nr 65 z Białegostoku do Ełku oraz drogi krajowej nr 61 z Warszawy do Suwałk, liczące ok. 22 000 mieszkańców Grajewo kojarzy się  mieszkańcom innych regionów kraju najczęściej z nazwą mleka „Łaciate”. Wielu o naszym mieście nic nie wie i słysząc jego nazwę wzrusza jedynie ramionami. Inni powtarzają zwyczajową nazwę używaną niegdyś na określenie grajewian – „grajewskie scyzoryki”, pod którą kryją się wcale nie wyssane z palca opowieści o pospolitych opryszkach trudniących się złodziejskim fachem i drobnym przygranicznym przemytem – zajęciem cokolwiek ryzykownym i niebezpiecznym –  dla których w szemranych interesach nóż bywał często rozstrzygającym argumentem. Nic dziwnego skoro do II wojny światowej o kilka kroków stąd była granica z Prusami Wschodnimi oraz funkcjonowało przejście graniczne Bogusze – Prostki. Przemieszczały się tędy całe rzesze podróżnych i  przeładowywano tysiące ton towarów, m. in. zboże z Ukrainy i drewno z Puszczy Białowieskiej. Ponad sto lat temu   wyruszali stąd masowo w podróż za chlebem do Ameryki nasi rodacy. Dla organizatorów  tych wyjazdów musiał być to intratny  interes skoro w Prostkach utrzymywała swoje przedstawicielstwo firma „Norddeutscher Lloyd" - jedno z największych niemieckich towarzystw żeglugowych w tamtym czasie. Szukając szansy na lepsze życie wyjechali na zawsze wraz z innymi dwaj bracia mojego dziadka. Podczas kilkudniowego pobytu w Prostkach załatwiano formalności związane z  podróżą, której pierwszy etap odbywał się koleją i prowadził do portów w Hamburgu lub Bremie, niekiedy w  Królewcu bądź Rotterdamie.
   Odnosząc się do bogatych i burzliwych dziejów Grajewa, położonego u zbiegu dawnych granic Mazowsza, Prus i Litwy, bez wdawania się w szczegółowe opisy wielu wydarzeń, o których informacje czytelnik będzie mógł znaleźć w odpowiednich tekstach źródłowych, chciałbym wymienić kilka najbardziej istotnych faktów związanych z historią miasta i  przyległych terenów, które w czasach pojaćwieskich należały do Ziemi Wiskiej – samodzielnej dzielnicy książęcej północno-wschodniego Mazowsza. Kalendarium historii Grajewa sięga 1405 roku wzmianką o napadzie krzyżackim na wiskich rybaków łowiących ryby na Jeziorze Grejwy bądź Krejwy. W 1426 roku w metryce książąt mazowieckich została wymieniona książęca wieś Grajwa przy sposobności nadania wójtostwa Boguszowi z Lachowstoku - dzisiejszego Lachowa. W 1472 roku wieś Grajwy nadano Janowi z Białowieży (wsi leżącej koło Pułtuska, nie mylić z Białowieżą od żubrów), posiadaczowi kilku tytułów i godności, dworzaninowi książęcemu i biskupiemu. Przyjął on nazwisko Grajewski, by stać się protoplastą licznego i możnego rodu Grajewskich herbu Gozdawa. W 1526 roku, po bezpotomnej śmierci Janusza III - ostatniego księcia mazowieckiego z rodu Piastów Grajewo przeszło we władanie polskich królów. Aktem erekcyjnym wydanym w Wilnie 12 lipca 1540 roku król Zygmunt Stary nadał wsi Grajwy prawa miejskie magdeburskie. Jeszcze do niedawna miejscowi używali w potocznym języku określenia Grajwo. Wszystkie te formy nazewnictwa mają niewątpliwie jaćwieski rodowód, nawiązujący do odległej historii  całego północno-wschodniego regionu Polski.    
   W 1545 roku, po wielu utarczkach zostały ostatecznie wyjaśnione sporne kwestie co do  przebiegu granicy Mazowsza, Prus i Litwy. U zbiegu terytorium trzech państw pod Boguszami postawiono słup graniczny, który jest najstarszym do dzisiaj zachowanym zabytkiem w okolicy.  Pamiętać trzeba, że terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego sięgało wówczas aż po opływającą Grajewo od wschodu rzekę Ełk.
   W 1692 roku, miasto  przeszło we władanie rodu  Wilczewskich, a w 1864 roku – Woyczyńskich.
  Przez Grajewo prowadził stary trakt kowieński, który onegdaj omijał nieprzejezdne bagna kierując się na Bogusze, Rydzewo i Czarną Wieś. Istniejącą dziś drogę w kierunku Augustowa, na wprost przez Bagno Kuwasy, usypano tuż przed powstaniem listopadowym. Połamawszy zęby na rosyjskiej zimie i  orężu w czasie przegranej kampanii 1812 roku, uciekał tędy Napoleon Bonaparte. 9 grudnia przed południem w grajewskiej poczthalterii posilał się bułką moczoną w kawie z mlekiem. Udając się do Warszawy i Drezna via Stawiski i Łomża cesarz Francuzów zakupił od właściciela miasta - Wilczewskiego kryte sanie, gdyż z powodu srogiej zimy karetą nie dało się dalej jechać. 
    Od 1870 roku, kiedy po powstaniu styczniowym władze carskie utworzyły powiaty, siedzibą powiatu został pobliski Szczuczyn, miasto mające dotychczas większe znaczenie  administracyjne i gospodarcze.   
    Dynamiczny rozwój Grajewa zapoczątkowało w 1873 roku zbudowanie linii kolejowej  Odessa – Brześć - Królewiec. Doskonałe położenia przy ważnym szlaku komunikacyjnym sprzyjało odtąd rozwojowi miasta. Budowano nowe domy, ulice, zakłady rzemieślnicze i przemysłowe . W tamtym czasie powstały: fabryka win, gorzelnia, huta szkła i fabryka pasów transmisyjnych, przekształcona  później w fabrykę taśm gumowych Hepnera, a po II wojnie światowej w Pasmantę. W 1894 roku wybudowano koszary 10 pułku dragonów. Za sprawą kolei brzeskiej do Grajewa sprowadzili się też przodkowie braci Kaczyńskich. Tu w 1922 roku, w rodzinie urzędnika kolejowego Aleksandra Kaczyńskiego i jego żony Franciszki ze Świątkowskich urodził się  syn Rajmund  -  ojciec Lecha i Jarosława.
   Do rozwoju miasta przyczyniała się też bez wątpienia działalność  przywołanych na wstępie grajewskich szmuglerów, którzy oprócz przysparzania kłopotów policji dawali pracę i niezły zysk wielu paserom i handlarzom. Bogacące się na przygranicznym handlu miasto było już na tyle duże, że mimo zniszczeń wojennych niemieckie władze okupacyjne w 1918 roku przeniosły tu  siedzibę powiatu, który aż do roku 1947 nosił nazwę – powiat szczuczyński.
   W czasie I wojny światowej Grajewo dość długo pozostawało w strefie przyfrontowej. Z tego okresu zachował się bogaty zbiór fotografii  wykonanych przez niemieckich wojskowych oblegających twierdzę Osowiec - fotografii wysyłanych z frontu przez żołnierzy jako pocztówki. Technika utrwalania obrazu na światłoczułej kliszy znana na świecie od dziesiątków lat w naszym regionie nie była jeszcze rozpowszechniona. Większość mieszkańców tych ziem została po raz pierwszy sfotografowana  otrzymując w 1916 roku pierwszy w życiu dokument tożsamości – niemiecki paszport. 
   Na istnienie zdjęć  grajewskich ulic z tamtych czasów (o czym nie wszyscy pamiętają) natrafił zupełnie przypadkowo w połowie lat osiemdziesiątych u. w. pan Marcin Piwowarczyk, obecny dyrektor ZPM w Mrągowie, wówczas uczestnik zorganizowanego przez SM „MLEKPOL”, jednego z wielu wyjazdów za naszą zachodnią granicę, których celem było podpatrywanie niemieckiej industrialnej innowacyjności w zakresie przetwórstwa mleka. Otrzymał je w upominku od zaprzyjaźnionego pracownika mleczarni w Hainischen, miasta leżącego w Turyngii – wtedy jeszcze w NRD. Stare fotografie ukazując przestrzeń nad podziw szerokich głównych ulic miasta ożywają w wyobraźni widza. Żelazne koła wozów przetaczają się po grajewskim bruku z turkotem przerywanym rżeniem koni. Stukają podkute kopyta. Do uszu wpada tumult sunącej poboczami ludzkiej ciżby. Z rynku dobiega jarmarczny zgiełk z nawoływaniem przekupniów i odgłosami żywego inwentarza.
   Na jednym ze zdjęć okrzyki biegnącej ulicą Rudzką gromadki dzieci przerywa trzask werbli. Wybijając marszowy rytm: - Raz, raz, raz… -  dołącza po chwili bęben. Po nim eksplodują głośnym akordem pozostałe instrumenty dęte - blaszane i drewniane. Płyną dźwięki skocznego marsza, niesione echem na drugi koniec ulicy, hen do miejskich rogatek. Na znak kapelmajstra melodia nagle urywa się. Ustaje też miarowy łoskot podkutych trzewików. Padają niemieckie komendy, po których żołnierze prężą się nieruchomo. Nastają chwile zupełnej ciszy w wyczekiwaniu na głównego uczestnika parady. Poruszając się ociężale przed frontem szarej żołnierskiej masy pojawia się w blasku chwały  i  wyglansowanych butów on, dumny von Hindenburg, wódz nad wodze, który dopiero co pokonał stutysięczną nieprzyjacielska armię. Zatrzymuje się i zwraca do podwładnych grubym, gardłowym głosem wypowiadając żołnierskie pozdrowienie. 
  -  Salut Soldaten.
  - Salut Herr Generallfeldmarschall – jak grzmot karabinowej salwy przetaczają się przez szeregi w pól urywane słowa. 
     Na innej fotografii grupka brodatych mężczyzn, ubranych w długie czarne chałaty żywo gestykulując prowadzi głośną rozmowę  w niezrozumiałym dla innych przechodniów języku.  To przedstawiciele licznej, nie istniejącej już dzisiaj społeczności żydowskiej, z którą w mających nastać niebawem czasach niewyobrażalnej pogardy okazanej człowiekowi, miał się tak tragicznie obejść los. Podobno jeszcze parę lat temu, kiedy późnym wieczorem ruch samochodów w mieście prawie ustawał, przy odrobinie szczęścia można było dostrzec przygarbioną postać w długiej kapocie, przemykającą z dawnego, przykrytego teraz ulicznym asfaltem rynku w kierunku ul. Dolnej. Wiem coś o tym, bo przez całe dziewięć lat mieszkałem w pobliżu, przy ulicy Kopernika.
    Największe zniszczenia miasta i straty w ludności przyniosła II wojna światowa. Wiosną 1945 roku, po kilku latach spędzonych na przymusowych robotach w Prusach Wschodnich  wracał tędy w rodzinne strony przyszły długoletni dyrektor  WZWet. w Białymstoku, doktor nauk weterynaryjnych Anatol Bacharewicz. Dla wygody, ale też i lepszej  orientacji podążał torami kolejowymi. Na grajewskiej stacji pijani Sowieci zatrzymali dwudziestoletniego młodzieńca, by sprawdzić czy przypadkiem nie przenosi w manierce spirtu. Znajdując tam tylko wodę, zawiedzeni wyrzucili z łoskotem naczynie na peron. 
   Pierwsi lekarze weterynarii pojawili się w naszym powiecie zapewne na długo przed drem Bacharewiczem.  Kiedy to było? – dokładnie nie wiadomo, ponieważ dokumenty źródłowe z okresu zaboru rosyjskiego są bardzo skąpe. Jednym z pierwszych był z pewnością  Aleksander Bereza urodzony w 1856 roku gdzieś w Kongresówce. W 1879 roku otrzymał dyplom ukończenia studiów weterynaryjnych na Uniwersytecie Warszawskim. W 1882  objął posadę okręgowego weterynarza w Szczuczynie, w 1889 przeniósł się na stanowisko gubernialnego weterynarza do Łomży. Od 1898 roku pracował jako nadetatowy lekarz weterynarii guberni łomżyńskiej i powiatowy lekarz weterynarii w Łomży. Po wojennej ewakuacji w 1915 roku przebywał na terytorium  Rosji. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej w 1918 roku wrócił do kraju.  Od 1923 roku był miejskim lekarzem weterynarii w Łomży.
    Korzystając z monografii autorstwa Włodzimierza A. Gibasiewicza pt. „Niepowtarzalni”,  publikacji dra Jerzego Jastrzębskiego pt. „Zarys dziejów weterynarii w pierwszych latach niepodległości”, portalu grajewiak.pl, którego administratorem jest pan Tomasz Dudziński oraz materiałów udostępnionych przez dra  Bacharewicza przedstawiam czytelnikom informacje o lekarzach weterynarii którzy niegdyś z Grajewem związali swoje losy:

Eugeniusz Kostrzewski, urodzony w 1866 roku, absolwent gimnazjum w Łowiczu. Dyplom lekarza weterynarii otrzymał w 1891 na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1897 roku był nadetatowym lekarzem weterynarii w guberni łomżyńskiej,  od 1904 powiatowym lekarzem weterynarii  w Łomży, a od 1910 punktowym lekarzem weterynarii w Grajewie. Po 1919 roku pełnił funkcję starszego powiatowego lekarza weterynarii w Łomży. Od 1923 roku był lustratorem weterynaryjnym urzędu wojewódzkiego w Warszawie.

Zygmunt Bagieński (1885-1922). Urodzony na Ziemi Łomżyńskiej, należał do linii bocznej rodu znanego wszystkim pana Mieczysława Bagińskiego. Dyplom lekarza weterynarii uzyskał w Dorpacie w 1913 roku. Od 1919 roku pracował jako powiatowy lekarz weterynarii w Szczuczynie.
 
Gustaw Kranicki urodzony w roku 1884. Dyplom lekarza weterynarii otrzymał w 1911 roku w Kazaniu. Zaliczony do rezerwy weterynaryjnej wojska rosyjskiego w guberni suwalskiej. Od 1923 pracował jako powiatowy lekarz weterynarii w Grajwie.


Wacław Filipowicz urodzony w 1883 roku. Dyplom lekarza weterynarii uzyskał w 1910 r. na Uniwersytecie Warszawskim. W 1923 roku został zatrudniony jako lekarz sejmikowy w Szczuczynie.

Paweł Marcinkiewicz urodzony w 1881 roku. Dyplom lekarza weterynarii otrzymał w 1907 roku w Moskwie. W 1931 roku był zatrudniony w komisji rewindykacyjnej w Grajewie.

Lucjan Konopka urodzony w 1900 roku. Był absolwentem wydziału weterynaryjnego Uniwersytetu Warszawskiego z 1930 roku.  Pracował jako lekarz sejmikowy w Szczuczynie. W roku 1939 przeniósł się do Płocka.

Edward Marcin Patryn urodzony w 1890 roku. W 1919 roku ukończył Akademię Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie. Był lekarzem powiatowym w Grajewie.

Wincenty Słonimski (1908–1940). W 1938 roku uzyskał dyplom lekarza weterynarii na Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie. Przed wojną pracował krótko jako lekarz samorządowy w Rajgrodzie. Po mobilizacji wziął udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Osadzony w Kozielsku. Zamordowany w Katyniu w kwietniu 1940 roku.


Józef Sobociński (1905 - 2003)

 

 

Urodził się 19 marca 1905 roku w Kramkówce Dużej na terenie gm. Goniądz w rolniczej rodzinie jako drugi z trzech synów Franciszka i Konstancji z Pełszyńskich. W latach 1914-1916 uczęszczał do szkoły powszechnej w rodzinnej miejscowości, a następnie od 1917 roku do Gimnazjum w Goniądzu. W 1924 roku był słuchaczem kursów maturalnych Czackiego w Wilnie, skąd po roku przeniósł się do Gimnazjum im. Piotra Skargi w Łomży, w którym to w 1927 roku zdał maturę. W tym samym roku wstąpił na wydział weterynaryjny Uniwersytetu Warszawskiego, który ukończył w 1932 roku.
W okresie 12 sierpnia 1932 - 6 maja 1933 odbywał służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym w stopniu tytularnego plutonowego podchorążego. W maju 1933 roku został przeniesiony do 9 psk w Grajewie na praktykę. Po jej ukończeniu 18 września tego samego roku został awansowany do stopnia tytularnego wachmistrza podchorążego, a dzień później przeniesiony do rezerwy. Obowiązkowe ćwiczenia rezerwy odbywał m.in. w macierzystym 9 psk (czerwiec-lipiec 1934), 10 pułku ułanów (lipiec 1935), Wojskowej Pracowni Weterynaryjnej (lipiec 1936) i 13 pułku ułanów (czerwiec-lipiec 1936). Został awansowany do stopnia podporucznika rezerwy weterynarii ze starsz. od 1 stycznia 1935 roku.
W cywilu pracował w wyuczonym zawodzie lekarza weterynarii, od października 1933 roku jako miejski lekarz weterynarii w Orli, później od stycznia 1934 roku na analogicznym stanowisku w Goniądzu. W sierpniu 1934 mianowany został rejonowym lekarzem weterynarii w Szczuczynie, gdzie pracował do czasu mobilizacji w końcu sierpnia 1939 roku
W kampanii wrześniowej 1939 roku wziął udział w stopniu podporucznika na stanowisku lekarza weterynarii 9 psk. Przeszedł cały szlak bojowy pułku, zakończony walkami pod Kockiem. W ostatniej bitwie kampanii wrześniowej ze swoim ugrupowaniem wszedł w skład sformowanego wówczas pułku „Bohdan”. Po zakończeniu walk przebywał w niewoli niemieckiej w oflagu IIB Arnswalde (październik 1939 – marzec 1942).
Po wyjściu z niewoli powrócił do Szczuczyna, gdzie do grudnia 1946 roku prowadził praktykę.  Następnie był zatrudniony na stanowisku powiatowego lekarza weterynarii  w Kętrzynie (do grudnia 1958) i Węgorzewie (do sierpnia 1960). Od 15 sierpnia 1960 roku był kierownikiem Państwowego Zakładu Leczniczego dla Zwierząt w Rawiczu. W międzyczasie w sierpniu 1950 roku w stopniu ppor. został przeniesiony do rezerwy, zaś 1 stycznia 1966 roku zwolniony z powszechnego obowiązku wojskowego. W 1949 r. był notowany przez WUBP jako podejrzany o sabotaż i wrogi stosunek do obecnego ustroju.
Zmarł 5 września 2003 roku.

Aleksander Jan Szczęścikiewicz (1896-1940) - lekarz weterynarii  9 pułku Strzelców Konnych im. gen. Kazimierza Pułaskiego w Grajewie

 

Urodził się 25 lutego 1896 roku w Jarosławiu jako syn Jana i Wawrzyny. W rodzinnym mieście uczęszczał do gimnazjum, w którym w 1914 roku złożył egzamin maturalny. W 1915 roku został powołany do służby czynnej w wojsku austriackim (34 pułk piechoty obrony krajowej). Wkrótce w związku z chorobą został urlopowany i zapisał się na studia weterynaryjne we Lwowie
W listopadzie 1918 roku wstąpił ochotniczo do WP (grupa płk Jarosza w Jarosławiu). Od grudnia 1918 pełnił obowiązki podlekarza weterynarii w 5 DP, a następnie 12 pac i 12 DP.
W 1922 roku uzyskał dyplom lekarza weterynaryjnego we Lwowie. 6 września 1922 roku będąc  nadetatowym lekarzem weterynarii 6 Okręgowego Szpitala Koni został przydzielony jako pułkowy lekarz weterynarii do 9 psk, stacjonującego wówczas we Włodawie. Posiadał stopień porucznika ze starsz. od 1 kwietnia 1919 roku. W roku 1928 został awansowany do stopnia kapitana ze starsz. od 1 stycznia 1928 roku. Poza codzienną służbą w pułku podnosił swoją wiedzę fachową, m.in. w okresie 5 października 1936 - 4 marca 1937  był słuchaczem 5-miesięcznego kursu specjalizacyjnego oficerów zawodowych weterynarii w Szkole Podoficerów Zawodowych Służby Weterynaryjnej.
1 stycznia 1937 roku został awansowany do stopnia majora ze starsz. od 19 marca 1937 roku oraz odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Był jednym z najdłużej służących w 9 psk oficerów. W 1936 roku we wniosku o nadanie Srebrnego Krzyża Zasługi stwierdzano: Najstarszy oficer pułku. Cieszy się wielkim uznaniem i szacunkiem w korpusie oficerskim. Jako starszy kolega swoim taktem, wysokim poczuciem honoru i ideowego stosunku do służby, służy przez długie lata wzorem i przykładem już kilkunastu rocznikom młodszych kolegów. Doskonały lekarz wet., zamiłowany w swoim fachu i koniu, troską o konia pułkowego przyczynił się do podniesienia stanu kondycji i pielęgnacji w pułku, wykazując wielokrotnie wyróżnienie statystyczne pomiędzy innymi oddziałami.
W szeregach 9 psk służył do 1939 r., kiedy to został przeniesiony na stanowisko szefa służby weterynaryjnej 29 DP. Wziął udział w kampanii wrześniowej w trakcie której trafił do niewoli sowieckiej. Był więźniem obozu w Starobielsku, zamordowany w IV 1940 r. w Charkowie.

Antoni Stuchła – felczer, Austriak z pochodzenia, przybył z Galicji. Pracował w Grajewie w latach 1923-1929.
     Po zakończeniu II wojny światowej pierwszym powiatowym lekarzem weterynarii w Grajewie był Stanisław Jan Juzwa.

Życiorys dra Juzwy to jedna z piękniejszych kart historii naszego zawodu w powojennych dziejach powiatu grajewskiego i ówczesnego województwa białostockiego. Niewielu z osób mu współczesnych mogło równać się z jego dokonaniami. Dr Juzwa urodził się w 19 maja 1909 roku w Tarnopolu na Kresach Wschodnich  Rzeczypospolitej, zmarł 21 lipca 1987 roku w Grajewie. Był absolwentem Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie – rocznik 1933.  Po studiach pracował jako praktykant weterynaryjny w urzędzie wojewódzkim w Tarnopolu, powiatowy lekarz weterynarii w Krzemieńcu i Kostopolu w woj. wołyńskim oraz jako referent weterynaryjny w urzędzie wojewódzkim w Białymstoku. W latach 1938 - 1939 zajmował stanowisko powiatowego lekarza weterynarii w Stołpcach w woj. nowogródzkim, w mieście leżącym tuż przy przedwojennej granicy polsko-sowieckiej, znanym ze zbrojnych sowieckich prowokacji. Tam też prowadząc praktykę lecznicową przetrwał z rodziną lata wojny i okupacji. W 1945 roku, kiedy nadszedł kres Kresów repatriował się do Grajewa. Był organizatorem i koordynatorem służby weterynaryjnej w naszym powiecie. Funkcję powiatowego lekarza weterynarii pełnił nieprzerwanie do czasu przejścia na emeryturę w 1974 roku. Po krótkiej przerwie w pracy zawiesił emeryturę, by wrócić na stanowisko rejonowego weterynaryjnego inspektora sanitarnego. W latach 1978-1983 pracował w niepełnym wymiarze godzin jako weterynaryjny inspektor sanitarny zatrudniony w rzeźni w Grajewie. Był żonaty z Marią z Rosłoniewskich urodzoną 2 lutego1922 roku w Szczuczynie Lidzkim, woj. nowogródzkie – starszą siostrą lek. wet. Stefana Rosłoniewskiego. Państwo Juzwowie mieli dwójkę dzieci: Irenę ur. 30 października1941 roku i Jarosława ur. 1 listopada1945 roku.
   Dr Juzwa był jednym ze współzałożycieli Stronnictwa Demokratycznego w Grajewie. Przez wiele lata pełnił funkcję przewodniczącego i członka zarządu komitetu powiatowego SD. Był radnym powiatowej rady narodowej w latach 1958-1965 i wojewódzkiej rady narodowej w Białymstoku w latach 1965-1973. W latach 1964-1972 był członkiem powiatowego komitetu Frontu Jedności Narodu. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem X-lecia Polski Ludowej, Medalem XXX-lecia Polski Ludowej oraz odznakami: „Zasłużony Białostocczyźnie”, „XXV-lecia SD” i „Zasłużony Pracownik Rady Narodowej”. Był również długoletnim prezesem klubu sportowego „Warmia”. Szczególnie oddany  drużynie piłkarskiej, na utrzymanie której pozyskiwał środki finansowe na wszelkie możliwe sposoby. Do historii przeszła anegdota o zbiórkach pieniędzy  wśród rolników sprzedających mięso na rynku. Pan doktor zdejmując swoim zwyczajem kapelusz z głowy prosił o datki na „Warmię”. Niektórzy mało rozgarnięci chłopi pytali jeden drugiego – Na jaką znowu armię?
      Dr Juzwa to postać niezwykle ciepła. Cechowało go wrodzone poczucie specyficznego, nieco rubasznego humoru. Cieszył się ogromnym autorytetem wśród współpracowników, podwładnych i rolników. Był też osobą wysoko uplasowaną w urzędniczej hierarchii powiatu. Z jego zdaniem liczyła się ówczesna władza. Kiedy już odszedł na emeryturę, w środowisku ówczesnych emerytowanych lekarzy weterynarii został obdarzony mianem dziekana. W czasie spotkań z młodszymi kolegami z typową sobie swadą zwykł snuć opowieści o przeżyciach wojennych i o dobrych przedwojennych czasach spędzonych na Kresach, gdzie pełniąc  posadę powiatowego lekarza weterynarii z miesięcznym uposażeniem w wysokości 300 zł mógł rzeczywiście czuć się Panem Doktorem. Dodajmy, że krowa w niezłej kondycji kosztowała w tym czasie 100 zł. Mogę tylko żałować, że bardzo krótko znałem d-ra Juzwę i tylko nieliczne historie z jego długiego życia pozostały w mojej pamięci. 
    Po drze Juzwie stanowisko powiatowego lekarza weterynarii lub kierownika oddziału WZW pełnili kolejno:
 - Adam Salmonowicz                      1974-1975
 - Antoni Mikucki                        1975-1980
 - Jerzy Wojciech Ciesielski             1980-1989
 - Józef Matyskieła                      1989-1998
 - Ireneusz Sylwester Kobyliński       1998-2008
     Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć wielu innych zasłużonych dla naszego zawodu lekarzy będących w tym czasie kierownikami i ordynatorami w lecznicach przynależnych do naszego powiatu. Byli to nieżyjący już koledzy, tacy jak Stefan Rosłoniewski – PZLZ Szczuczyn, Dominik Pełszyński – PZLZ Goniądz, Adolf Hauniewicz, Rajmund Orłowski i Henryk Czarnowski – PZLZ Grajewo oraz technicy weterynarii: Stanisław Zelman, Jan Perzanowski, Kazimierz Białobrzewski, Grzegorz „Griszka” Białoszonek (Białorusin ur. w 1917  roku w ok. Witebska, przybył w 1939 roku w nasze strony z Armią Czerwoną jako koński wietwracz; zdezerterował by ożenić się z dziewczyną z Grabowa), Piotr Popko, Witold Polkowski, Lucjan Kropiewnicki i Wiktor Orłowski.  
    W całej powojennej historii zawodu lekarza weterynarii w naszym powiecie bardzo skąpe informacje dotyczą tzw. czasów stalinowskich. Wiadomo tylko, że pierwszym przewodniczącym miejskiej rady narodowej w Grajewie wybranej już 23 styczniu  1945 roku – w dniu wyzwolenia miasta przez Czerwoną Armię - został pochodzący ze Lwowa lekarz weterynarii Jan Niczyporowicz, który jeszcze w tym samym roku, w związku z wprowadzaniem polskiej administracji na ziemiach odzyskanych, został powołany na stanowisko powiatowego lekarza weterynarii w sąsiednim Ełku. Był jedną z dwóch osób w województwie – obok   dra Zdrodowskiego z Zambrowa, które funkcję powiatowego lekarza weterynarii pełniły nieprzerwanie od początku istnienia powiatów aż do czasu ich likwidacji w 1975 roku. Inną, dość ciekawą informacją z tego okresu jest wzmianka o doktorze Pęskim. Poniżej zamieszczam wycinek wydania Gazety Grajewskiej z 22.IX.1954 roku, na łamach której władza ludowa piórem lokalnego redaktora piętnuje wszystkich, którzy opóźniają budowanie ustroju powszechnej szczęśliwości. Obok pracowników GS-u mających poważne zaległości w rozprowadzaniu nawozów sztucznych i prowadzącej się nieobyczajnie kierowniczki kina, ostrej krytyce poddano również obywatela Pęskiego - lekarza weterynarii z Powiatowego Zarządu Rolnictwa w Grajewie. A może to tylko efekt przypisywanych niegdyś naszej grupie zawodowej (czy słusznie?) skłonności do nadużywania napojów zwanych wyskokowymi? Oceńcie Państwo sami.


 
        Przez wszystkie minione lata kwitło w naszym powiecie życie społeczno-zawodowe. Lokalna społeczność weterynaryjna organizowała liczne spotkania koleżeńskie, w tym również - utrzymując ścisłe kontakty ze światem nauki - konferencje naukowe. Jedną z nich była ogólnopolska konferencja na temat enzootycznej białaczki bydła z udziałem prof. Mariana Grundboecka z P. I. Wet. w Puławach zorganizowana w maju 1997 roku w Rajgrodzie. Do Grajewa i Rajgrodu wpadali często: prof. Wiesław Barej z SGGW w Warszawie, prof. Stanisław Tereszczuk z Puław (miał z Grajewa synową), czy pochodzący z naszego regionu docent Antoni Kopczewski - pracownik naukowy ZHW w Gdańsku. Będąc ordynatorem w lecznicy swoją karierę zawodową rozpoczynał w Grajewie dr Stefan Drozdowski - w latach 1980-1987 kierownik Centralnego Ośrodka Kształcenia Kadr Weterynaryjnych w Puławach. 

 

 


 Otwarcie pogotowia wet. w 1986 roku z udziałem władz powiatowych i dyrekcji WZW  w Łomży. (ze zbiorów autora)   
       
     W tym też czasie, otrzymując po raz drugi szansę rozwoju wraz z oddaniem do użytku w 1977 roku Zakładów Płyt Wiórowych – obecnie „Pfleiderer” SA – rozkwitało miasto Grajewo. Przez całe dziesięciolecia fabryka zapewniała stabilny byt wielu grajewskim rodzinom oraz możliwości rozwoju licznym mniejszym i większym biznesom w całym regionie. Obok ZPW istniały dwie inne duże firmy – Agroma oraz Składnica Maszyn i Części Zamiennych. W poszukiwaniu deficytowych części zamiennych przez wiele lat przyjeżdżali do Grajewa rolnicy z całego regionu oraz szczęśliwcy, którym udało się uzyskać od naczelnika gminy przydział na ciągnik. W Grajewie funkcjonowały również: filia Lubelskiej Fabryki Wag, Państwowe Zakłady Zbożowe, Przedsiębiorstwo Budownictwa Rolniczego oraz szereg innych mniejszych firm tworzących ówczesne gospodarcze realia miasta. Pisząc o tym,  nie mam zamiaru gloryfikować tamtego ustroju i tamtej, często siermiężnej rzeczywistości. Robię to głównie dlatego, że jest to szmat naszego życia, naszej młodości przede wszystkim.
       Jeśli zaś o mnie chodzi, o istnieniu miasta Grajewo dowiedziałem się w 1963 roku. Wówczas to pewnego październikowego dnia o świcie mój jedyny starszy brat odjechał, by odbywać tam służbę wojskową w podlaskiej jednostce KBW, której tajemnego, czterocyfrowego numeru nikt już dziś nie pamięta. Po niespełna dwudziestu latach ja również  sprowadziłem się do Grajewa. Będąc związany z dziada pradziada z rodzinną Ziemią Augustowską nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że właśnie tu znajdę na długie lata swoją życiową przystań. Zdecydował o tym jak zwykle przypadek, który miał miejsce jakieś dziesięć lat wcześniej. Wówczas to rodzice mojej obecnej, wieloletniej i jedynej żony wybrali się do Ełku celem dokonania przedpłaty na dużego fiata. Po drodze dowiedzieli się o możliwości kupna działki budowlanej w Grajewie i taki oto sposób perspektywę wygodnej jazdy nowym samochodem zamienili na ciągnącą się latami budowę domu w mieście. Zanim jednak trafiłem do pracy w Grajewie,  w Augustowie zdążyłem odbyć staż oraz zaliczyłem roczną służbę wojskową w szkole podchorążych rezerwy. Potem jeszcze na krótko podjąłem pracę w PZLZ Bargłów, dokąd już z Grajewa codziennie dojeżdżałem.  W tym czasie, żona chcąc ulżyć nam obojgu wychodziła u dra Ciesielskiego moje przeniesienie do pracy w OT WZW w Grajewie. W ostatnich dniach maja 1983 roku, kiedy to oboje zamówiliśmy kurs taksówką na ulicę Konopską nr 64 celem sfinalizowania mojego zatrudnienia w nowym miejscu, taksówkarz z powodu dziurawego i wyboistego bruku długo kręcił nosem zanim zdecydował się zawieźć nas swoim wartburgiem do celu. Po latach Konopska doczekała się nieco lepszej, asfaltowej nawierzchni, lecz nadal jest typowym przykładem braku planowania przestrzennego w miastach położonych po naszej stronie dawnej pruskiej granicy. Niektórzy z czytelników znają zapewne piątą ulicę odchodzącą skośnie od skrzyżowania za przejazdem kolejowym, prowadzącą niby prosto, lecz kilkakrotnie zakręconą, z domami skierowanymi jednym węgłem do frontu. Wraz ze wspomnianym przejazdem i skrzyżowaniem stanowi ona wyróżniający element miejskiej osobowości Grajewa, trudny do rozwikłania przez specjalistów od ulicznego ruchu, którzy dotąd nie potrafią wypracować koncepcji ustawienia tu sygnalizacji świetlnej.
     Wracając zaś do późniejszych, już może mniej przypadkowych losów mojej rodziny, z pewnym niedowierzaniem trzeba przyjąć do wiadomości, że w Grajewie mieszkamy już od trzydziestu lat. Tu zbudowaliśmy nasz własny dom, by prowadzić zwykłe, normalne życie. Tu urodziły się, wychowały i dorosły nasze dzieci. Czasem jednak można odnieść wrażenie, że tak naprawdę ze swojej rodzinnej miejscowości nigdy nie wyjechaliśmy. 
      Tyle historycznych odniesień. Nasza teraźniejszość - dzień po dniu  również odchodząca do historii - w niczym nie odbiega od tego, co dzieje się w innych powiatowych inspektoratach. Codzienna praca to niekończące się zmagania z zawiłościami zmieniających się ustawicznie rozporządzeń, instrukcji i wytycznych, których cele - co tu dużo mówić - realizujemy ze zmiennym powodzeniem. Podążamy trochę jak w kolarskim peletonie, w zwartej grupie - raz bliżej czołówki, innym razem zamykając stawkę zawodników dostajemy zadyszki na stromych i wyboistych wzniesieniach, by za czas jakiś wyrównując na krótko oddech odpocząć na prostych i łagodnych odcinkach trasy. Wszystko to dzieje się pod czujnym i surowym okiem Głównego Arbitra, który tylko czeka na nasze potknięcia. Dotychczas szczęśliwie unikamy punktów karnych i nie daj Panie Boże dyskwalifikacji, ale do mety ciągle  daleko. Każdy z nas chciałby tam dotrzeć. Limit czasowy został zwiększony do 67 lat, tylko czy najsłabszym wystarczy jeszcze siły i woli walki… ?
     


Pracownicy PIW Grajewo. W górnym rzędzie od lewej: lek. wet. Stanisława Borawska – st. inspektor ds. higieny środków spożywczych pochodzenia zwierzęcego, mgr Paweł Wądołowski – radca prawny, st. techn. wet. Antoni Orłowski – kontroler weterynaryjny, pani Grażyna Niebrzydowska – st. referent ds. administracyjno-kadrowych, lek. wet. Józef Matyskieła – powiatowy lekarz weterynarii, mgr inż. Elżbieta Staniszewska – inspektor  ds. identyfikacji i rejestracji zwierząt oraz kontroli wymogów wzajemnej  zgodności, lek. wet. Tadeusz Zakrzewski – st. inspektor weterynaryjny ds. zwalczania chorób zakaźnych zwierząt i higieny materiału biologicznego, z-ca powiatowego lekarza weterynarii, Krzysztof Gałecki – kierowca.
W dolnym rzędzie: mgr Agata Bukowska – księgowy, st. techn. wet. Stanisław Chrapowicki – kontroler weterynaryjny, mgr Anna Orłowska – główny księgowy, lek. wet. Joanna Szczepańska – inspektor weterynaryjny ds. pasz,  pani Jadwiga Dembińska – pracownik gospodarczy, mgr inż. Artur Muczyński - informatyk    

Mówiąc poważnie, nasz skromny, liczący 14 pracowników zespół, w składzie którego  jest zaledwie czterech lekarzy weterynarii i jeden magister inżynier bioinżynierii zwierząt,  obsługuje teren pięciu dużych gmin wraz z pogłowiem zwierząt liczącym ok. 65 tys. sztuk bydła i 10 tys. świń, przy nieznacznej obsadzie pozostałych gatunków. Na terenie powiatu funkcjonują dwa przedsiębiorstwa akwakultury: gospodarstwo rybackie w Rajgrodzie i niewielki obiekt stawowy w Ławsku. Od 1953 roku istnieje będący placówką naukowo-badawczą  Zakład Doświadczalny Melioracji i Użytków Zielonych w Biebrzy specjalizujący się w hodowli bydła. Największą zaś, kilkutysięczną  hodowlę świń prowadzi tuczarnia w Bełdzie.
W nadzorowanym przez IW sektorze przetwórstwa żywności zwierzęcego pochodzenia przoduje oczywiście Spółdzielnia Mleczarska „MLEKPOL” – krajowy lider w przetwórstwie mleka, jedna z niewielu firm w powiecie i regionie, która bezustannie rozwija swoją produkcję, dając pracę i niezły dochód wielu mieszkańcom całego kraju.  Oprócz tego istnieje zakład przetwórstwa rybnego, dwa zakłady przetwórstwa mięsnego i rzeźnia cieląt. Realizując nasze zadania korzystamy z pomocy 8 lekarzy wolnej praktyki.
    Obszar powiatu grajewskiego liczący 967,24 km² powierzchni  zamieszkuje ok. 50 000 ludności.  W skład powiatu obok miasta Grajewa wchodzą: miasto i gmina Rajgród, miasto i gmina Szczuczyn oraz gminy wiejskie: Grajewo, Radziłów i Wąsosz. Ziemie powiatu podzielone są wzdłuż rzeką Ełk. Jego wschodnią część zajmują przede wszystkim cenne przyrodniczo tereny Biebrzańskiego Parku Narodowego, lasy Nadleśnictwa Rajgród w Tamie i znane z walorów turystycznych Jezioro Rajgrodzkie. Doceniając uroki położonego malowniczo jeziora, zasobność jego wód oraz nieskazitelną czystość powietrza, wielokrotnie organizowano nad jego brzegami wspomniane wcześniej konferencje naukowe i różnego rodzaju spotkania integracyjno-koleżeńskie. Mając na uwadze szczere i otwarte serca gospodarzy tej ziemi, którzy w gościnnych progach zawsze będą mile witać gości, wypada żywić nadzieję, że w Rajgrodzie spotkamy się jeszcze nie raz. 
Zachodnią część powiatu zajmują głównie tereny użytkowane rolniczo. 
     Doceniając heroiczność pracujących w pionierskich czasach naszych poprzedników i trud, którego z pewnością nie szczędzili przy wznoszeniu nowej, ukończonej w 1973 roku siedziby - trzeba obiektywnie stwierdzić, że zbudowali ją tyłem naprzód, w efekcie czego dojazd do głównego wejścia prowadził przez bramę od dalszej strony i do naszych czasów nie było ono używane. Przez dziesiątki lat do inspektoratu wchodziło się od strony klatki schodowej, drogą na skróty, nad kotłownią i pomieszczeniami stajennymi lecznicy. Nie ma się pewnie czemu dziwić, bo w tamtych czasach działalność typowo inspekcyjna miała jakby mniejsze znaczenie. Więcej uwagi nasze władze przykładały do świadczenia usług związanych z profilaktyką i lecznictwem zwierząt oraz realizacją nałożonych planów z serii L - ileś tam… Zresztą sama nazwa przygotowywanej inwestycji brzmiała „Lecznica dla zwierząt”. Dziś, po wielu latach nasza siedziba doczekała się gruntownego remontu, który nadał jej nowe oblicze. Został utworzony dogodny dojazd z parkingiem i wygodne wejście do biura wraz z poczekalnią dla interesantów.

        Obecnie, w czasach kryzysu miasto Grajewo przeżywa zauważalny regres. Rośnie bezrobocie, ubywa mieszkańców, pojawiają się też pomysły likwidacji niektórych urzędów państwowych. Rodzi się niepokój o to, co będzie juto. Wydaje się, że mogą wkrótce nadejść czasy wcale nie lepsze od tych, w których przyszło pracować naszym starszym kolegom. Forsowana przez Ministerstwo  Rolnictwa i Rozwoju Wsi koncepcja powołania inspekcji bezpieczeństwa żywności może przynieść niektórym z nas skutki bardziej przykre od tych z czasów reorganizacji przeprowadzonej w latach 1997- 1998. Dziś położenie naszego miasta stwarza jedynie uciążliwości. Grajewo, jak każde inne miasto na szlaku, zakorkowane jest codziennie setkami ciężarówek sunących bezustannie ulicami i rozedrgane dudnieniem  emitujących zabójcze spaliny, warczących złowrogo motorów. Jest miastem dymów snujących się z dziesiątków kominów i swądu spalanej sklejki oraz plastiku. Jest także  miastem niespełnionych obietnic wyborczych. Do rangi symbolu deklaracji bez pokrycia urosły odkurzane wielokrotnie przez amatorów sprawowania władzy plany zbudowania w mieście krytej i odkrytej pływalni. Miarą kondycji kolei żelaznej jest stan nikomu dziś niepotrzebnego i niszczejącego zabytkowego budynku dworca. Czy jeszcze kiedyś leżące na szlaku  miasto dostanie kolejny raz szansę rozwoju tak jak wtedy, w roku 1873 i 1977? 
                                                
                                                Powiatowy Lekarz Weterynarii w Grajewie Józef Matyskieła


Powyższy tekst został opublikowany różnież w czerwcowym numerze Biuletynu Północno-Wschodniej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej w Białymstoku.

Komentarze (16)

Doskonały artykuł.Dziękuję.

Córka dr Juzwy ma na imię Iwona , a nie jak pisze autor Irena. Juzwa wiele razy przyjeżdżał do mojego ojca do Wożnejwsi i wtedy nazywał mnie żartobliwie "pistoletem". Lubił ze mną rozmawiać.
Pisał bardzo nieczytelnie. Widziałem jego odręczne pismo i pamiętam jak sam nie potrafił przeczytać tego , co sam napisał. Bardzo go lubiłem za jego specyficzny dowcip. Mówił ze śpiewnym lwowskim akcentem.

Dr.Juzwa był wspaniałym człowiekiem,wielki autorytet, gdyby teraz żył losy Grajewa i sportu piłkarskiego piłki nożnej potoczyły by się zupełnie inaczej. W tamtych czasach mimo że był na stanowisku, każdego traktował bardzo poważnie a w szczególności rolników. Co niektórzy jeszcze żyją niech się wypowiedzą.

Lekarz weterynarii Stanisław Juzwa miał także i syna , który miał na imię Jarosław. Jarek był tak jak i ja absolwentem grajewskiego L.O. i doskonałym sportowcem.Był napastnikiem Warmii Grajewo.Był piłkarzem bardzo bramkostrzelnym. Byłem na kilku meczach w latach 60-tych ub. wieku i wtedy to widziałem jego niezwykły talent piłkarski. Strzelał wiele bramek. Prezes Warmii -jego ojciec S. Juzwa biegał obok boiska krzycząc na zawodników z Grajewa gdy tym nie wychodziła gra.Bardzo przeżywał wszystkie mecze swojego klubu sportowego. Dr Juzwa miał także brata , który był w randze generała i mieszkał w Rzymie , we Włoszech.Do ówczesnej Polski nie mógł wrócić. Zmarł na obczyżnie. Juzwowie byli prawdziwymi Polakami i wielkimi patriotami , o czym dowiedziałem się z opowieści dr S.Juzwy.

mówcie co chcecie - ja i tak pieski i kotka leczę w Białaszewie . Super weterynarz z długo letnią praktyką !!!

a pana Krzyśka dlaczego nie wymieniacie - takiego pracownika to weterynaria nigdy nie miała

Bardzo fajny artykuł..no i podsumowanie z bezradnością Władz co do Basenu - doskonałe..do tego dorzuciłbym brak normalnego parku..braki w chodnikach oświetleniu i światłach do przechodzenia .....no niestety Władza w Grajewie zawsze była i chyba jest specyficznie nieudolna...a może coś w końcu drgnie...oby.


Interesujący, dobrze napisany artykuł Panie Doktorze
Pozdrawiamy.Koleżanki z zaprzyjaźnionej Inspekcji.

e-grajewo jest ocenzurowane jak w czasach PRL-u.
Nic w tym mieście nie zmieniło się od tamtego czasu.

Ja się bardzo cieszę, że e-Grajewo spełnia oczekiwania społeczne, kulturowe i wszelkie inne. Często, można tu przeczytać wspaniałe artykuły, czyli mądre, o głębokiej wiedzy, patriotyczne, przemyślane, między innymi i Dzieje PIW w Grajewie, ten, który czytasz. Portal jest pozbawiony chamstwa i internetowej chuliganerii. A może dla Ciebie chaos, krzyk, bluźnierstwo, to internetowa wyższość. Przepraszam. Obserwator, jeśli Tobie powiedziano STOP, to żadna cenzura. Innych słów używaj. Ocenę i słowa wybierz ze zdań powyższych. Bądź kulturalny, a będziesz miał wolność słowa, otrzymasz buźki, a nawet do nieba bez kolejki się dostaniesz. Znam Ciebie, dlatego proszę, pozwól się szanować.

Zgadzam się z obserwatorem! Na e-Grajewo pojawiają się wyłącznie pochlebne opinie . Jezeli ktoś ośmieli się mieć inne zdanie -niestety-taka wypowiedz tutaj się nie pojawi.

nie mozna wszystkiego zmienic w ciagu 20 lat.Ale wlasnie takie artykuly sa potrzebne pokoleniom ,ktore mogaa spojrzec wstecz I zastanowicc sie czy warto inwestowac dla przyszlosci...pozdrawiam byly lek.wet

Bardzo obszerny artykuł i bardzo mądrze napisany.
Może władze powiatowe zrobią w końcu ulicę Konopską dzięki opisie panu doktorowi. TAK kiedyś wyglądała KONOPSKA , wspomnę, że była nawet kancelaria adwokacka i ROZWÓJ przy młynie dziś są DELIKATESY. KONOPSKA JEST ULICĄ NAJSTARSZĄ
W GRAJEWIE NA BRZEGU JEST SĄD WIZYTÓWKA GRAJEWA I DUZO KRZAKÓW I NIE MA CHODNIKA TYLKO OD STRONY KOLEJOWEJ. MOŻE STAROSTWO W KOŃCU SIĘ OBUDZI NIEDŁUGO WYBORY, DAJ BOŻE ŻEBY ZARZĄD SIĘ ZMIENIŁ I POMYŚLAŁ O DROGACH POWIATOWYCH W GRAJEWIE. A NIE O WIOSKACH I KAMPANIACH WYBORCZYCH.

w tych wywodach nalezalo by wspomniec i o kssiegowych i innych pracownikach ktorzy pracowali przez dlugie lata-nalezalo o to zapytac jeszcze zyjacych oracownikow-a ciesielski nie byl zadnym diktorem-jedynie ktory tu pracowal byl Stefan Drozdowski ktory posiadaL TAKI TYTUL.

dlaczego autor nie umiescil zdjecia dr.juzwy ktory najwiecej wniosl do wlasciwego funkcjonowania tej jednostki-pomagal pracownikom jak mogl'podobnie robil tak dr.mikucki'jednak pozniejsi powiatowi dbali tylko o swoje stolki.dr.bacharewicz odwiedzal kazda lecznice w wojewodztwie i znal wszystkie bolaczki-nie mozna tego powiedziec o nastepcach;jak przyjechal do grajewa zamykal sie z powiatowym i tyle widzieli pracownicy.pomocy zadnej od tych ludzi nie mozna bylo sie spodziewac i to tak trwa i trwa-nikt w w.w.nie upomnie sie o podwyzke poborow-pilnuja swojej kieszeni-smutne ale prawdziwe.

nalezaloby wspomniec gdzie miescil sie powiatowy zaklad wererynarii-ul.lomzynska21-pierwszym ksiegowym tego zakladu byl p.jan truszkowski ktory pracowal do emerytury-nastepczynia jego byla p.apolonia sypytkowska'ktora rowniez pracowala do emerytury-a pozniej co nowy kierownik nowa osoba.pieknie pan opisal swoje przyjecie do pracy-w tamtych czasach trzeba bylo wychodzic/

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.